Ewelina Kaleta

Pożegnanie Pani Eweliny Kalety

Ostatni raz widziałam Panią Ewelinę w pierwszy dzień Nowego Roku 2013. Życzyłam Jej aby rozpoczynający się kolejny rok był pomyślny, aby próbowała się podnieść i wrócić do życia. Ciągle wierzyłam, że to jest możliwe. Ale Ona wiedziała, że to już jest niemożliwe. Miała obojętną, bez uśmiechu, twarz. Powiedziała dziękuje. Nic więcej.

Była kiedyś piękną, młodą kobietą, utalentowaną muzycznie.  Studiowała w Wyższej Szkole Muzycznej w Krakowie (dzisiaj Akademia Muzyczna), początkowo w klasie fortepianu, dyplom uzyskała z dyrygentury. Nigdy nie prowadziła orkiestry, ale muzykę kochała. Pracowała w bibliotece  publicznej na Bronowicach w Krakowie. Była oczytana, otwarta dla ludzi, lubiana przez czytelników. Urządzała w bibliotece różne imprezy dla dorosłych i dla dzieci, była wesoła, tryskająca energią i inwencją.  Taką Ją zapamiętali dawni czytelnicy i ich dzieci, bo do biblioteki uczęszczały kolejne pokolenia.

Kiedy się wprowadziła do Domu Zasłużonego Kombatanta z mężem, pamiętam jak rano wybiegała do pracy w szeleszczących kolorowych sukniach i spódnicach, dźwięcząca bransoletkami,  z naręczem kwiatów, które zrywała w naszych ogrodach wiosną, latem i jesienią.  Kolejne lata przyniosły cierpienie, łzy i załamanie. Odchodzili Jej bliscy, matka, mąż, synowa, przyjaciele i znajomi.  Zostawał smutek i ból.

Nie umiała się pogodzić ze starością, ze śmiercią bliskich. Uciekła w dawny świat artystycznych kawiarni Krakowa, gdzie królowała, była podziwiana („miała talię jak osa, długie nogi i urodę gwiazdy filmowej”), piła kawę w gronie znanych artystów ówczesnego Krakowa, chodziła na corocznie urządzane bale.  Nie akceptowała teraźniejszości. To był Jej wybór, z którym nie mogliśmy się pogodzić. Czy miało sens wyrywanie Jej z tamtego zaczarowanego kręgu?

Odrzucała pomoc, bo była ambitna, była szorstka i często niemiła, bo nie godziła się z litością.
Kiedy mogła to pomagała ludziom. Mnie wspierała w czasie długiej choroby Mamy. Nie zdążyła przeczytać podziękowania, które w książce dedykowanej pamięci mojej Mamy zamieściłam „Pani Ewelinie Kalecie, która o nas dbała, przy Mamie czuwała, obiady dla nas gotowała – wrażliwość coraz rzadziej spotykana wśród ludzi”.

Miała rodzinę i przyjaciół, ale dni mijały w samotności. Nie opuściła Jej do końca Bogusia (Bogusława Roszkowska), która była dla Pani Eweliny bliższa niż Jej rodzina. W każdą sobotę czekała na Jej przyjście. To był zawsze specjalny dzień, prawie święto. W domu rodzinnym  Bogusi spędzała Wigilie i Wielkanocne śniadania kiedy została sama i miała jeszcze siłę i chęć przebywać wśród ludzi. Bogusia była dla Niej ostoją.

Kiedy wieczorem lub w nocy wychodziłam na spacer z psami patrzyłam w Jej okno. Tam, światło paliło się najdłużej. Czasem widziałam jak stała przy kuchennym oknie, a kiedy nas zauważyła machała nam ręką. W ostatnich miesiącach to okno było zawsze ciemne.

Odeszła też samotnie w styczniową noc czy może o świcie. Czy chciała aby ktoś trzymał Ją za rękę?….
Myślę o Pani Ewelinie z ogromnym smutkiem i zadaję sobie pytanie dlaczego wybrała taką drogę, z której nikt nie potrafił Jej zawrócić?

O tej porze roku w naszym ogrodzie kwitną tylko białe ciemierniki (Helleborus). Myślę, że cieszyłaby się małą wiązanką tych kwiatów.
Elżbieta Kuta

Przyjaciele

Co się z nimi stało?
tymi wybranymi
spokrewnionymi lub nie
z którymi się spotykałam
którym pomagałam
którym ufałam
których kochałam
o których myślałam
jak o bliskich
……………….
Co się z nimi stało
kiedy cierpienie i strach paraliżują
kiedy zmęczenie nie pozwala zasnąć
kiedy żyje się tylko wspomnieniami
w których oni są na pierwszym planie
tym dalszym
i odległym

Co się stało
z tymi o których myślałam
jak o bliskich
którzy przyjaźń deklarowali

Jak ptaki przylecieli kiedyś do naszego gniazda
a potem odlecieli aby założyć swoje
tylko dlaczego o naszym zapomnieli?
Co się z nimi stało?…..

Elżbieta Kuta
Fragment wiersza