Pożegnanie Pana Edwarda Hausera
Nie doczekał złotej jesieni i „babiego lata”, listopadowych słot, Bożego Narodzenia i śniegu, kolejnej wiosny i lata. Nie doczekał. Czy o tym marzył? Czy czekał na zmieniające się pory roku w ogrodzie?
Pochylony, ze spuszczoną głową, powolnymi krokami okrążał dom prowadząc na smyczy jamniczkę Kaję. Wieczorami i w nocy żarzący się papieros i smuga dymu wskazywały miejsce w ogrodzie gdzie się zatrzymywał na życzenie ulubionej suczki, która węszyła ślady kretów i jeży, kopała dołki, biegała za wiewiórkami.
Obserwował z balkonu harcujące na trawie zające o świcie i uwieczniał ich zabawy na fotografiach. Rozpoznawał głosy ptaków i wypatrywał stukających w pnie drzew dzięciołów, sikorek bogatek, szpaków i rudzików.
Nieustannie naprawiał swój czerwony samochód zaparkowany przed domem i reperował rower w piwnicy.
Kochał góry bardziej niż Kraków.
Wśród tatrzańskich szczytów i dolin pozostanie, a szum potoków, targanej wiatrem halnym kosodrzewiny i echo odbijające się od skał będą pożegnalną pieśnią dla Niego.
Był skromny ale wielkiego serca dla ludzi i zwierząt.
Zachowamy w pamięci Pana Edwarda, Pana Edzia.
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy…………
Ks. Jan Twardowski
Kraków, 10 września 2012 r.